Gorce,
góry i kontemplacja
Na początku maja byłem tydzień w Gorcach. Gorce to
góry leżące na północ od Tatr - w pobliżu Rabki.
Ponieważ sąsiadują z Tatrami, to w dni o dobrej
widoczności widać z nich całkiem dobrze Tatry
Wysokie - polskie i słowackie. Najwyższy szczyt w
Gorcach to Turbacz (1314 m) - czyli podobnie jak w
Bieszczadach Tarnica (1346 m).
Gorce nie są tak wysokie i srogie, jak np. Tatry, ale
cenione za swoją malowniczość i bogactwo kwiatów.
W kwietniu pojawiają się łąki krokusów, kaczeńce,
potem pierwiosnka wyniosła, zawilce, i wiele innych.
W zasadzie łąki rozkwitają w pełni dopiero w połowie
maja, bo wegetacja w górach jest opóźniona.
Pobyt w górach to jedna z metod kontemplacji i
regeneracji organizmu. Bardzo czyste powietrze wypełnione
jest zapachem drzew (żywicy) i energią górskich
strumieni.
Zarówno samotne wyprawy w góry, jak i pobyt i wędrówki
z przyjaciółmi, mogą być dobrą okazją do
regeneracji i zharmonizowania się.
Istotne jest jednak także to, aby utrzymywać
codzienną harmonię i dobrą formę w codziennym życiu
- niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy.
Na pewno bardzo pomocne mogą w tym być rożne
techniki relaksacyjne i medytacyjne.
Pod koniec lat 90 spędziłem kiedyś ponad miesiąc
na medytacji w Bieszczadach. Było to bardzo ciekawe
doznanie. W sumie to cenię sobie na równi samotną
medytację, jak i wspólne grupowe ćwiczenia, czy też
spędzanie czasu z przyjaciółmi, czy po prostu
kontakt z drugim człowiekiem.
Czasami bardziej sprawdza się jedno (pobycie jakiś
czas z samym sobą), a czasem drugie (kontakt z drugim
człowiekiem - oparty na wzajemnym wsparciu i przyjaźni).
Jest to jak dwie strony tej samej monety.
25 kwiecień
2009
Wiosna
i Tantra
Ostatnio w Polsce mieliśmy sporo wiosennego słońca
i zapewne większość osób nastrajało to pozytywnie
- tym bardziej, że marzec był chłodny i dosyć
ponury. Z okazji
tego wiosennego uniesienia skomponowałem utwór o
tytule "Słoneczny ogród" (zobacz:
tutaj
).
Wiosna to okres budzenia się przyrody do życia, czy
też ogólnie: budzenia się nowego życia.
Jest to bardzo piękny i inspirujący czas; ale nie można do końca
powiedzieć (w głębszym sensie), że życie jest
lepsze od śmierci.
Przywykliśmy do takich upodobań i do takiego
stanowiska, ponieważ życie jest niezwykłą i cudowną
wartością. Jednak życie i śmierć występują obok
siebie i być może oba te aspekty dopełniają się i mają
głęboki sens.
Dwa dopełniające się bieguny to aspekt życia i
aspekt Ducha, czy inaczej: emocji i świadomości.
Ścieżki rozwoju, jakie rozwinęły się w poszczególnych
kulturach, można podzielić zasadniczo na
patriarchalne (koncentrujące się na Duchu) i ścieżki
matriarchalne, pracujące także z aspektem życia
(aspekt Ziemi - życia na ziemi).
Np. klasyczne chrześcijaństwo, czy patriarchalne formy
hinduizmu, często przyjmują postawę pewnego
powstrzymania życia i pewnej ascezy. Ekspansja życia może
być tu traktowana, jako coś co oddala nas od Ducha.
Wg tych ścieżek życie jest darem, ale jeśli
nadmiernie mu ulegamy, to może nas to (owo uleganie) oddalać od
uchwycenia świata duchowego.
Np. kilka z zakonów chrześcijańskich (kameduli,
trapiści, kartuzi) stosowało afirmację i rozmyślanie
brzmiące "memento mori" - oznaczające: pamiętaj
o śmierci. Przypominanie o jej nieuchronnym nadejściu
miało mobilizować do otwarcia się na życie
duchowe.
W wielu tradycjach (a może nawet we wszystkich) śmierć
postrzegana jest mistycznie, jako brama do
zjednoczenia się ze światem duchowym - naszym
prawdziwym domem i źródłem pochodzenia.
Tak wiec życie i śmierć są dwiema dopełniającymi
się wartościami.
Jeden z myślicieli powiedział: "bądź gotów
do śmierci, abyś był gotowy do życia".
Obrazuje to historia o człowieku wiszącym nad przepaścią:
pewien człowieka wpadł w przepaść, ale lecąc - w
ostatniej chwili - złapał się wystającego konara.
Wisząc nad przepaścią zobaczył obok siebie mały
krzaczek poziomki, na którym rósł jeden owoc. Swoją
wolną ręką sięgnął po niego i zjadł go. Uświadomił
sobie wtedy niewymowny i cudowny smak poziomki - uświadomienie sobie bliskości śmierci, uświadomiło
mu jednocześnie wartość i cud życia.
Tantra, w porównaniu do ścieżek patriarchalnych,
bardziej pozytywnie eksponuje aspekt życia i pracuje
z nim (tzn. wewnętrznej energii życia, dopełniającej
aspekt świadomości) .
Oba te podejścia (patriarchalne i matriarchalne) w
jakimś sensie dopełniają się i uzupełniają.
Nie muszą być antagonizmami.
W Tantrze pracujemy jednocześnie z aspektem świadomości,
umysłu i ducha oraz z aspektem życia, emocji i wewnętrznego
wiatru (energii witalnej).
Tak więc jest to bardzo całościowe podejście,
pomagające w zrozumieniu bardziej cząstkowych ujęć.
Ostatnio poprowadziłem bardzo udany i konstruktywny
(w opinii uczestników) warsztat Tantry w
Rzeszowie.
Jaka jest rola seksualności w Tantrze i w życiu człowieka?
W samej Tantrze istnieje podejście zarówno oparte na
celibacie, jak i na prowadzeniu życia intymnego. Z
tym że faktycznie dojrzały celibat nie tyle
oznacza wypieranie i negowanie energii seksualnej, co
raczej umiejętność jej transformacji w poziomy
psychiczne, mentalne i duchowe.
Natomiast osoby będące w związkach mogą bardziej uświadomić
sobie wartość duchową swojego związku - ich
aktywność intymna może stać się elementem ścieżki
wewnętrznego rozwoju.
Na czym polega strategia Tantry? Zazwyczaj ludzie są
rozdwojeni pomiędzy odczuwaniem magnetycznej
przyjemności życia, a naukami o porzuceniu ziemskich
przyjemności - na rzecz zbawienia swojej duszy.
Przynajmniej mnie (m.in. w okresie dzieciństwa i młodości)
rzucało się to w oczy.
Gdyby ludzie posiadali jakąś szczególnie silną
koncentrację i moc duchową, to byliby w stanie
zrozumieć sens takich ascetycznych zaleceń. Jednak w
większości przypadków rodzi to albo frustrację,
albo całkowite porzucenie takich idei, jako
przestarzałych.
Tymczasem
Tantra osiąga jedno i drugie. Posługuje się metodami,
które jednocześnie pracują z głębokimi poziomami świadomości
duchowej, jak i biegunem błogości i przyjemności płynących
z faktu życia. Uproszczeniem jest myśleć, że chodzi
tu tylko o sam seks - myślimy tak, bo w naszej
kulturze jest on wyparty.
Tymczasem chodzi o stałą obecność energii życia w
naszym doświadczeniu - czy jest to medytacja, czy ćwiczenia
fizyczne, czy jest to spacer, czy praca z własnym
umysłem.
Cały czas jestem harmonią ciała i umysłu; harmonią
emocji i życia oraz świadomości i obecności.
17 kwiecień
2009
Ześrodkowanie
Żyjemy w czasach, w których wydarza się bardzo dużo,
ponieważ tempo życia zauważalnie się zwiększyło,
a ponadto mamy szybszy dostęp do informacji, więc
dopływa do nas więcej faktów.
Taki stan rzeczy (jak wszystko) ma zarówno swoje
plusy, jak i minusy.
Z mojego punktu widzenia plusem jest to, że możemy
popatrzeć na dorobek ludzkości w sposób bardzo
szeroki - możemy szerzej poznać np. zdobycze duchowe
wielu kultur. Niekiedy daje nam to wiele wartościowych
informacji i wskazówek, ponieważ nie jest to tak, że
jedynie Europejczycy mieli jakiś "rozum",
zrozumienie, mądrość i monopol na Prawdę i
nieomylność.
Zresztą czołowa religia Europy nie wywodzi się z
Europy, ale z Azji Mniejszej, ponieważ wywodzi się z
kultury aramejskiej i hebrajskiej (tzn. z
judaizmu).
Bardzo wartościowe jest jednak poznanie wartości i mądrości
życia różnych starożytnych kultur, jak choćby
Indii, Chin, czy kultury Indian. I w tym właśnie współczesny
rozwój wymiany informacji może być bardzo
pomocny.
Jednocześnie jesteśmy obecnie bombardowani nadmiarem
negatywnych informacji - media zalewają nas
(wyprzedzając się nawzajem) w doniesieniach o
nieszczęśliwych wypadkach, zboczeńcach,
psychopatach, czy najróżniejszych nieszczęściach i
patologiach.
Na pewno zawsze istniały jakieś nieszczęścia, bo
zawsze ludzie umierali; wcześniej jednak nie byliśmy
tak intensywnie o tym informowani.
W zasadzie z takiej wiedzy niewiele wynika, poza tym,
że jesteśmy bardziej napięci, a media mają lepszą
sprzedawalność swoich reklam, bo podnoszą w ten
sposób swoją oglądalność.
Istotna wiedza dla życia to: jak mogę się zmienić,
jak mogę uczynić siebie i innych bardziej szczęśliwymi
itd.
Do tego na pewno przydaje się także jakaś
merytoryczna wiedza zawodowa - typu: jak mogę
sprawnie i na dobrym poziomie wykonywać swój zawód.
Pozostałe informacje o nieszczęściach są
zasadniczo zbędne, chyba że zainspirują nas do
wielkich poszukiwań duchowych i odnalezienia harmonii
wewnątrz samego siebie.
Aby radzić sobie we współczesnym życiu na pewno
bardzo pomaga stan ześrodkowania osobowości.
Może oznaczać to m.in. dwie rzeczy: wewnętrzną równowagę
pomiędzy ciałem, emocjami, umysłem i duchowa
intuicją.
Po drugie: może oznaczać to odczuwanie swojego środka
rozumianego jako punktu ciężkości ciała.
Nasz punkt ciężkości ciała znajduje się kilka
centymetrów poniżej pępka. W medycynie chińskiej
nazwano to miejsce "morzem energii" i
mistrzowie tradycyjnych sztuk walki używali skupienia
na tym punkcie, aby być niezłomnym, niezależnym i
pełnym harmonii (dolny Dan Tien).
Także medytacja zen wykorzystuje skupienie na tym
punkcie (hara), aby łatwiej osiągać
przejrzysty, jasny i stabilny stan umysłu.
11 kwiecień
2009
Święta
Wielkanocy
Na początek - składam Wam wszystkim (czytelnikom) ciepłe życzenia doświadczenia
Pogody, Harmonii i Kontemplacji, a także radości i
zdrowia w te Święta Wielkanocy.
Obyśmy doświadczali głębokiej intuicji wewnętrznego
światła, pokoju i obecności.
Jak postrzegam Wielkanoc? Doświadczam jej pozytywnie
i konstruktywnie.
Oczywiście nie będę tutaj
prowadził rozważań teologicznych nad znaczeniem
tych świąt w liturgii Kościoła - bo zapewne
wszyscy je znają.
W kalendarzu kościelnym są to najważniejsze święta
w roku, ponieważ mówią o odrodzeniu się w nowym życiu
duchowym. Wiążą się z przekroczeniem śmierci i
odkryciem głębokiej duchowości.
Jednocześnie Wielkanoc zbiega się z wiosennym budzeniem
się życia do nowego cyklu;
to, że Wielkanoc ma wiele symboli przedchrześcijańskich
- jest w moim odczuciu jej pozytywem. Święcenie
jajek to typowy symbol budzenia się nowego życia -
nie tylko w cyklu duchowym, ale także w cyklu
biologicznym.
Symbole świąt wielkanocnych niewątpliwie istniały
w Europie bardzo dawno, na długo przed pojawieniem się
chrześcijaństwa. Podobnie termin tych świąt zbiega
się w dużym stopniu z wiosennym zrównaniem dnia i
nocy, chociaż - w przeciwieństwie do Bożego
Narodzenia - jest to święto ruchome.
Wielkosobotnie święcenie ognia i wody nawiązuje do
wspólnych korzeniu wszystkich religii -
harmonizowanie energii życiowej i psychicznej poprzez
kontemplację oczyszczającej mocy żywiołów
przyrody. Jest to właśnie bardzo piękne, że dzięki
tym rytuałom wierni mogą bardziej zintegrować się
z witalną mocą przyrody - z pierwiastkami, które
niegdyś ludzkość doświadczała bardziej
intensywnie, a obecnie będącymi w niedoborze - z
powodów cywilizacyjnych.
Oczywiście prawdą jest, że wszystkie aspekty
przyrodnicze i witalne możemy postrzegać jako
przejawy duchowego źródła. Dlatego np. wierni
podczas wielkosobotnich nabożeństw nie myślą o
tym, że konkretnie czczą ogień i wodę, co raczej,
że czczą Chrystusa, który przejawia się niczym
ogień i Ducha Świętego, którego oczyszczająca moc
manifestuje się w wodzie.
30 marzec 2009
Shiatsu
i praca z ciałem
Właśnie poprowadziłem dwudniowy warsztat Shiatsu.
Przyszło całkiem sporo osób. Warsztat ten był
kontynuacją pewnego cyklu szkoleń z tego zakresu,
ale przyszły zarówno osoby powtarzające kurs po raz
kolejny, jak i osoby,
które były pierwszy raz.
Dlatego szkolenie zawierało zarówno nowy materiał, jak i całościowe
ujecie.
Czym jest Shiatsu i jakie jest znaczenia pracy z ciałem
- w życiu człowieka i w jego rozwoju. Shiatsu
to japońskie słowo, oznaczające ucisk dłonią,
kciukiem, palcami itp. Na początku XX wieku Tokurijo
Namikoshi, jako stosunkowo młody chłopiec pomógł
swojej matce w usunięciu bólu pleców. Byli biedną
rodziną, a jego matka miała tak silne bole pleców,
że nie mogła chodzić. Jej stan graniczył nawet z
częściowym paraliżem ciała. Młody Namikosji
spontanicznie uciskał ją palcami w różne punkty
ciała, a matka informowała go, ze to przynosi jej
ulgę. po kilku miesiącach takiej terapii - w pełni
wróciła do zdrowia.
Tokurijo Namikoshi rozpoczął potem studiowanie
medycyny, aby lepiej zrozumieć ten mechanizm - jak to
się stało, ze uleczył swoja matkę poprze zwykły
prosty ucisk. Pojechał m.in. do USA, gdzie
rozpowszechnił tę metodę, a także spopularyzował
ją w Japonii do tego stopnia, że została tam
oficjalnie uznana przez ministerstwo zdrowia.
Innym znanym liderem Shiatsu był Shizuto Masunaga, który
połączył ją z tradycyjną japońską mądrością
życia (ścieżką medytacji) - Zen.
Shiatsu czerpie także z masażu Tui-na (Anma) oraz
masażu te-ah-te, a także z tradycyjnej medycyny chińskiej.
Shiatsu jest prostą metodą nie tylko zmniejszania bólu
(czy często usuwania go), ale także metodą
przywracania równowagi pomiędzy ciałem i umysłem,
pomiędzy codziennością, emocjami a świadomością.
Różnorodne formy pracy z ciałem są nie tylko
doskonałą okazją do relaksowania mięśni i emocji,
ale także sprzyjają słynnej równowadze pomiędzy
ciałem i umysłem, pomiędzy codziennością i duchowością.
Zajmowanie się samą duchowością może niekiedy nie
wystarczać, bo może powstać dysharmonia i deficyt
na poziomie rozwoju witalności ciała oraz świeżości
i dynamiki emocji, natomiast samo zajmowanie się ciałem
może stać się zbyt nudne i jałowe.
Optymalna jest odpowiednia proporcja między górą i
dołem.
10
marzec 2009
Kościół
i tolerancja religijna
Oczywiście tolerancja i zdolność akceptacji kogoś
innego jest cnotą. Np. kiedy obserwujemy małe dzieci
w pierwszych klasach szkoły podstawowej, to zazwyczaj
mają one tę umiejętność (tolerancji) słabiej
rozwiniętą.
Często zdarza się, że są one mało tolerancyjne
wobec inności - wyśmiewają rówieśników, którzy
mają jakiekolwiek przejawy inności.
Np. wyśmiewają (zazwyczaj przezwiskami), że ktoś
ma krzywe zęby, że jest za gruby, że to, że
tamto... Oczywiście - nie można mieć o to do dzieci
pretensji.
Dzieci rozwijają się psychicznie stopniowo. Dopiero
po jakimś czasie stają się bardziej dojrzałe i dorosłe.
Wtedy nie zachowują się już tak prymitywnie.
Dzieci oczywiście są wspaniałym darem ludzkości -
mają wiele cudownych zalet, ale nie można od nich
wymagać dojrzałości psychicznej i emocjonalnej. Do
tego są jeszcze za młode i za małe.
Jednak my - ludzie dorośli - powinniśmy być
tolerancyjni. Również Kościół, aby mógł się
utrzymać, sprostać wymaganiom współczesnych czasów,
i być pomocny ludziom - powinien wypracować sobie
wzorce tolerancji.
Inne były czasy - dajmy na to 3 tys. lat temu na
terenie Azji Mniejszej - w okolicznościach zapisanych
w Biblii. Ówcześni wyznawcy Judaizmu często
wychodzili z założenia, że jak ktoś myśli inaczej
- to zawsze można go ukamienować, lub uciszyć w
jakiś inny "skuteczny" sposób.
Sądzę jednak, że Kościół bardziej powinien
opierać się (w temacie tolerancji wobec inności) na
wzorcach i naukach Jezusa, niż na wzorcach
Starego Testamentu.
Jest np. takie ciekawe pytanie "co mamy sądzić
o religiach Wschodu"?
Nasuwa ono drugie pytanie: "czy Chrześcijaństwo
jest dla nas religią Wschodu"?
Z pozoru - nie, ale faktycznie - tak.
Jerozolima, Nazaret i wszystkie te miejsca opisane w
Biblii - to nie okolice Europy, ale Azji - a dokładnie:
Azji Mniejszej.
Tak wiec chrześcijaństwo napłynęło kiedyś do
Europy z tamtych stron, bo tam powstało.
Kiedyś rozmawiałem z bardzo zaangażowaną w Kościół
starszą Panią; rozmawialiśmy o korzeniach
historycznych religii. Rozmowa zeszła na temat, że -
zdaniem tej Pani - dobrze jest podążać za swoimi
polskimi korzeniami, a nie np. za jakimiś Wschodnimi
religiami.
A ja wtedy uprzejmie zwróciłem uwagę, że w
zasadzie staropolską tradycyjną religią Polaków
jest religia Słowiańska. Natomiast Chrześcijaństwo
powstało w Azji Mniejszej - tzn. w Jerozolimie i okolicach.
Czyli, w bardzo dużym sensie, jest religią Wschodnią.
Oczywiście Kościół, jako instytucja powstała w
V-tym wieku, jest już czymś europejskim.
Ale niekoniecznie polskim. Po prostu Polska nie miała
wyboru - musiała przyjąć Chrześcijaństwo, aby
liczyć się na arenie międzynarodowej w tamtych
czasach.
A mocarstwem była wtedy faktycznie wielkim.
Osobiście nie stoję na stanowisku, że religia jest
jedynie "opium dla ludu". Religia - każda
pozytywna i uszlachetniająca człowieka - pełni
bardzo istotna rolę w życiu społeczeństw.
Podstawową potrzebą człowieka jest poczucie sensu i
rangi życia.
Współczesna nauka nie jest w stanie tej potrzeby
zaspokoić, ponieważ zajmuje się bardzo wąskim
zakresem rzeczywistości. Nie należy to do jej
obszaru.
Nauka jest (w jakimś stopniu) użyteczna w
udogadnianiu przetrwania na Ziemi (np. dzięki
rozwojowi technologii budowlanej - nie musimy moknąć
na deszczu - chyba, że jesteśmy bezdomni).
Ale - my ludzie - nie jesteśmy w stanie odnaleźć w
wiedzy technologicznej poczucia głębokiego sensu życia.
Tutaj przytoczyłbym ujęcie Bede'go Gryffiths'a.
W poszukiwaniu sensu życia i poznaniu rzeczywistości
mamy
następujące typy i stopnie myślenia (wzrastający
stopień abstrakcji):
myślenie potoczne, myślenie naukowe, myślenie
filozoficzne, myślenie teologiczne, poznanie
duchowe.
Poznanie duchowe to etap zasadniczo medytacja i bezpośrednie
doświadczanie swojego wnętrza.
Nie zgodziłbym się z teorią, że medytacja jest
czymś jedynie egzotycznym i wschodnim.
W zasadzie pierwsze wieki Chrześcijaństwa były
bardzo medytacyjne. Widać to choćby po historii
zgromadzeń zakonnych. Np. regułą zakonu Benedyktynów
jest zasada: praca i medytacja.
W
okresie Średniowiecza funkcjonowały dwa główne
nurty uprawiania chrześcijaństwa w zakonach:
mistyczny (duchowy) i scholastyczny (oparty na
teologii).
Osobiście sądzę, że Chrześcijaństwo jest czymś
niezwykle głębokim i wartościowym. Ważne jest
jednak, by wychwytywać jego głębsze i faktyczne
znaczenie.
Przytoczyłbym tu ujęcie Kena Wilbera
(wybitnego współczesnego amerykańskiego
intelektualisty, myśliciela i mistyka) w kwestii
religii.
Po pierwsze uważa on, że im płytsze rozumienie
religii, tym więcej fanatyzmu;
im więcej głębi, tym bardziej znikają jakiekolwiek
przejawy fanatyzmu.
Po drugie - zwraca on uwagę, że każda religia może
być rozumiana i doświadczana zarówno mitycznie, jak
i transpersonalnie.
Pierwszy etap (mityczny) to emocjonalne przywiązanie
do dogmatów (bez faktycznych doświadczeń
duchowych).
Drugi rodzaj postawy - transpersonalny - do osobiste
duchowe doświadczanie treści i wartości danej
religii. Właśnie ten drugi rodzaj jest faktyczną
treścią, sensem i pochodzeniem religii.
Ktoś może np. spierać się w dyskusji na temat
istnienia lub nie istnienia duszy.
Zwolennik istnienia duszy, będzie emocjonalnie (może
nawet nieco agresywnie) upierał się przy swoim
stanowisku.
Jeżeli jednak dana osoba nie doświadcza osobiście
swojej głębi, to obronienie w rozmowie (lub np. w
jakimś agresywnym czynie) takiego stanowiska -
nic jej nie da.
Będzie to tylko teoria i bronienie cudzych stwierdzeń,
cudzych przekonań i opinii.
Niezbędne jest osobiste doświadczenie duchowe. Wtedy
znika potrzeba bronienia swoich poglądów - pojawia
się harmonia, życzliwość, ufność i wiara w swoje
możliwości.
27 luty
2009
Terapia,
muzyka i pomyślność
Czy muzyka ma wartość terapeutyczną? Wg wielu nurtów
terapii - oczywiście tak.
Uważa się np., że muzyka o rytmicznych prostych
rytmach dodaje jakby woli życia i wyzwala efekt
zakorzenienia. Muzyka rockowa często dotyka sfery
emocji i sfery seksu. Muzyka romantyczna i klimatyczna
może wzmacniać odczucie miłości i harmonii, a
zapewne muzyka przestrzenna i kontemplacyjna może
sprzyjać medytacji i poczuciu dotykania przestrzeni
naszego umysłu oraz zanurzenia w Kosmicznej Świadomości.
Mówiąc ezoterycznie: poszczególne częstotliwości
i wibracje muzyki mogą rezonować z poszczególnymi
czakrami, które inaczej reprezentują poszczególne płaszczyzny
naszej świadomości - do poziomów materialnych,
zdrowotnych, poprzez emocjonalne, społeczne, mentalne, aż po
duchowe.
Jak wspomniałem wcześniej - muzyka ma zasadniczo
korzenie mistyczne i religijne, ponieważ początkowo
jej prostą odmianą była recytacja hymnów
religijnych (tak było w muzyce starożytnej Grecji). A jeszcze wcześniej rozwinęło się
zastosowanie instrumentów perkusyjnych do wyzwalania
odczucia jedności podczas plemiennych tańców - w rożnych
częściach Ziemi.
Także bardzo ciekawy jest wkład Pitagorejczyków w
rozwój muzyki europejskiej.
Pitagorejczycy (w tym ich
lider: Pitagoras, od którego imienia nazwane jest słynne
twierdzenie w geometrii) byli zasadniczo mistykami
(greckimi), którzy jako narzędzi doskonalenia duszy
używali zwłaszcza matematyki, architektury i muzyki.
Swoje zdobycze na polu geometrii przekładali zarówno
na harmonię projektowania budowli, jak i harmonie
muzyczną.
Pitagorejczycy określili wiele interwałów
muzycznych (odległości pomiędzy wysokościami dźwięków
- typu kwarta, kwinta itd.). W harmonii muzycznej
(interwałach i współbrzmieniach) dopatrywali się
takich samych zasad kosmicznego ładu, który istnieje
"jako w niebie, tak i na ziemi" - cytując
traktat alchemiczny i fragment Modlitwy Pańskiej.
Odnośnie mojego komponowania i podejścia do muzyki,
to ostatnio jeden ze słuchaczy sklepu Spojrzenie
napisał taką opinię o mojej kompozycji
relaksacyjnej pt. Misterium Natury:
A jednak jest ktoś taki :
myślę że pan Rafał Seremet jest najlepszym autorem tego rodzaju muzyki nie tylko w Polsce. I szczerze mówiąc: Kitaro, Reiki czy
Shanti, chowają się przy tych utworach, bo żeby przenieść stan umysłu i ducha na utwór muzyczny, trzeba nie tylko być dobrym kompozytorem ale i mieć to coś, co jest w każdym utworze pana Rafała. Serdecznie gratuluje talentu artystycznego i życzę powodzenia panu Rafałowi w dalszych produkcjach.
Co do samego Misterium Natury - poezja duszy :)
Oczywiście to bardzo miła, inspirująca i budująca
opinia - dzięki.
Faktycznie moje zajmowanie się muzyką zlewa mi się
z moimi doświadczeniami relaksacyjnymi i medytacyjnymi,
i zazwyczaj moje komponowanie jest jakimś silnym
doznaniem medytacji.
Stworzyłem ostatnio interesujący materiał mówiony
pt. Medytacja Pomyślności. Wydaje mis się, że jest
dosyć dojrzały zarówno co do produkcji, jak i co do
treści.
Prezentuje pewien sposób wytworzenia równowagi pomiędzy
poziomem duchowym, a poziomem materialnym - sposób,
który nie jest prostym powieleniem spotykanych na
rynku technik, ale ma w sobie także coś odkrywczego
i indywidualnego ( Medytacja Pomyślności
).
21 luty
2009
Karnawał,
taniec i modlitwa
Jest takie ludowe określenie mówiące, że ktoś
jest "do tańca i do różańca". Wyraża
ono w istocie bardzo głęboką ideę równowagi pomiędzy
energią życia a aspektem świadomości.
Właśnie jest koniec karnawału i wiele osób idzie
sobie potańczyć - to taki zwyczaj w kalendarzu chrześcijańskim:
ostatki przed środą popielcową.
Osobiście jestem przekonany do dużej wartości tańca
- wydaje mi się, że ma on dużą wartość
terapeutyczną, zdrowotną, społeczną, osobistą
itd. I bynajmniej nie nabrałem tego przekonania po
sukcesie programu 'Taniec z Gwiazdami' (czy "You
Can Dance'), ale jeszcze dużo wcześniej: miałem
taki okres w życiu - dawno temu, że czułem się
nieco przeładowany intensywnymi ćwiczeniami
duchowymi. Jak każda skrajność - może wywołać to
pewien brak równowagi.
Tak się też wtedy poczułem. I właśnie wtedy
bardzo skuteczną terapią i ćwiczeniem zdrowotnym
okazał się dla mnie taniec. Chodziłem wówczas z
koleżanką na wielogodzinne sesje tańca, co
sukcesywnie dawało mi dobrą równowagę pomiędzy
ciałem i umysłem.
Teraz w okresie tzw. "Ostatków" byłem z
Gosią i grupą znajomych potańczyć. Co ciekawe
grupa ta po części była jakąś chrześcijańską
grupą modlitewną. Niekiedy irytuje mnie polski
fundamentalizm katolicki, ponieważ odnoszę wrażenie,
że zamiast podążać za naukami o miłości, kieruje
się on (tzn. fundamentalizm) jakąś ścieżką
nienawiści, co oczywiście jest pomyłką i
zagubieniem kierunku.
Jednak te grupę odbierałem bardzo sympatycznie;
powiedziałbym nawet, że bardzo miło się tańczy w
atmosferze jakiegoś grupowego rozmodlenia.
W zasadzie taniec i muzyka ma (z tego, co mi jest
wiadomo) silne korzenie mistyczne. Często pierwsze tańce,
to były tańce plemienne wokół ogniska, którym w
jakimś sensie towarzyszyła kontemplacja życia i
kontemplacja Kosmosu. Ogień dawał poczucie jedności
plemiennej i jedności z przyrodą, a na niebie
świeciły gwiazdy, dając poczucie jedności z
przestrzenia nieskończonego Kosmosu.
12 luty 2009
Kosmiczna
cisza i życiowe aktywności
Na nasze życie możemy patrzeć z różnej
perspektywy. Możemy np. wypalać się i irytować,
lub doświadczać lęków i niepokojów - traktując
wszystko zbyt na serio, albo możemy także patrzeć
na swoje codzienne sprawy z pewnym poczuciem humoru i
zdrowym dystansem do samego siebie.
Do takiego bardziej przestrzennego spojrzenia na
siebie, życie i cały Kosmos zachęca następujący
pokaz slajdów (pps):
Fascynujący
Kosmos
.
W
Chinach istniała taka maksyma mędrców
"wei wu wei", co można przetłumaczyć
jako: "działaj przez niedziałanie".
W praktyce oznacza to m.in., by na swoje życie i
swoje działanie patrzeć niejako oczyma Tao, oczyma
Boga. Jeżeli w swoim działaniu jesteśmy plastyczni
(wolni od kurczowego przywiązywania się i
emocjonowania) i jeżeli patrzymy na poszczególne
sprawy i poszczególne swoje działania oczami nieskończoności
- tak jakby każdy chwila byłą zanurzona w
kontemplacji wielkiej przestrzeni - to wtedy osiągamy
dużo lepsze rezultaty.
Jakie konkretnie rezultaty możemy osiągnąć patrząc
na swoje życie z pewnym poczuciem humoru, zdrowym
dystansem do siebie i życzliwością do innych
ludzi?
po pierwsze doświadczamy wtedy uroku i piękna
otaczającego nas świata i ludzi. Zamiast wkurzać się
na wszystko - dostrzegamy, że to, co się pojawia -
ma swoje piękno i wartość.
Po drugie - patrząc na świat "oczami Boga"
doświadczamy "boskiej energii", tzn. że
gdy doświadczamy każdej chwili swojego życia, jakby
była zanurzona w nieskończonej przestrzeni całego
Kosmosu, to odblokowujemy głębsze, ukryte pokłady
wewnętrznej energii
Dzieje się tak chociażby z tego powodu, że gdy
zrelaksujemy irytujące nas napięcia gniewu i paraliżujące
napięcia lęku - to wtedy inaczej funkcjonuje nasza
psychika i inaczej funkcjonuje nasz układ
nerwowy.
Dwie półkule - logiczna i pozawerbalna są ze sobą
w lepszej równowadze, a sztywne fale mózgowe beta
relaksują się na tyle, iż dopuszczają go głosu częstotliwości
alfa i theta.
Starożytni Chińczycy nazywali to wszystko jednak
znacznie prościej: "wei wu wei", co można
rozumieć jako patrzenie na każdą chwile przez
pryzmat wieczności.
1 luty 2009
Angielski,
niemiecki - nauka języków obcych
Zrobiłem ostatnio artykuł na temat nauki języka
angielskiego: Język angielski.
Omawiam
w nim pewną koncepcje i metodę nauki angielskiego
(czy ogólnie: nauki języków obcych), z którą sam
zetknąłem się sporo lat temu, i która okazała się
faktycznie skuteczna.
Moja historia z językami obcymi byłą taka, że
jeszcze w drugiej i trzeciej klasy podstawówki chodziłem
na niemiecki, a potem w piątej klasie przeniosłem się
do tzw. Szkoły Sportowej i tam mieliśmy angielski w
siódmej i ósmej klasie (oczywiście - było to spory
czas temu, i obecnie tempo nauki języków obcych jest
chyba szybsze).
Potem w szkole średniej miałem cały czas niemiecki,
no i oczywiście cały czas w podstawówce i szkole średniej
był rosyjski.
Rzecz jednak w tym, iż byłem przekonany, że nauczyć
się sprawnego posługiwania się językiem obcym jest
bardzo trudno. Uczyłem się co prawda gramatyki
niemieckiej na sprawdziany, ale nie czułem się na siłach,
bym mógł faktycznie pogadać sobie z jakimś Niemcem
po niemiecku itd.
No i ... pewnego razu sytuacja uległa zmianie.
Kupowałem w tamtym czasie rożne książki o
samodoskonaleniu, samokształceniu i technikach
sprawnego uczenia się. Pewnego razu - chyba właśnie
gdzieś tak w lutym - leżąc sobie w domu podczas
przeziębienia, zacząłem czytać interesujące wyjaśnienia
na temat sposobów uczenia się języków obcych.
Odmienność proponowanej metody poległa na tym, by
opanowywać język w kontekście - a nie tylko poprzez
mechaniczne uczenie się słówek i gramatyki.
Autor
tekstu objaśniał (używając argumentacji stosunkowo
naukowo-językoznawczej), że np. po upływie 3 miesięcy
można zacząć czytać pewną cześć tekstów ze
zrozumieniem, a po np. 1-2 latach - poznać w dobrym
stopniu cały język potoczny i swobodnie się nim posługiwać.
Takie wyjaśnienia mocno mnie zaskoczyły, bo osobiście
uczyłem się niemieckiego
już 5-ty rok i wcale nie czułem się gotów czytać
niemieckie książki czy konwersować
z ludźmi niemieckojęzycznymi.
No więc postanowiłem tę metodę wypróbować.
Muszę powiedzieć, że zadziałała znakomicie. Później
w podobny sposób nauczyłem się jeszcze angielskiego
do stopnia swobodnej konwersacji.
Wracając do nauki niemieckiego - pożyczyłem od
znajomych płytę "Ich spreche Deutsch" wraz
z książką. Płytę przegrałem na taśmę
magnetofonową i codziennie odsłuchiwałem po 10
minut, jednocześnie posuwając się ze słownictwem
(w tempie 10 słów dziennie) - utrwalając je w
kontekście - poprzez tekst i słuchanie.
Efekt był dosyć zaskakujący: gdy po pół roku
pojechałem na obóz młodzieżowy do Lipska, to wielu
Niemców informowało mnie, że nie jest w stanie
rozpoznać, że nie jestem Niemcem (w sensie mówienia).
Inna sprawa, że ta płyta była zrealizowana z
akcentem berlińskim, a nie np. bawarskim.
Oczywiście nie znalem jeszcze wtedy języka na
poziomie Goethe Institut, ale znałem język potoczny
w stopniu, który pozwalał mi na swobodną konwersację
i rozpoczęcie czytania niemieckich książek.
Tak więc zmiana metody w moim przypadku zadziałała.
Obecnie bardziej skupiam się na języku angielskim,
bo jest bardziej przydatny w Internecie, ale kiedyś
byłem pod wrażeniem piękna literatury niemieckojęzycznej.
20 styczeń
2009
Poczucie
bezpieczeństwa
Potrzeba bezpieczeństwa jest niewątpliwie jedną z
ważniejszych ludzkich potrzeb.
Np. we wczesnym dzieciństwie dziecko potrzebuje, by
opiekunowie zapewnili mu m.in. pożywienie, ciepło
(ubiór) oraz życzliwe nastawienie.
Także w dorosłym życiu człowieka - potrzeba
bezpieczeństwa bardzo dużo daje o sobie znać. Śledzimy
np. wiadomości w telewizji, czy nowinki gospodarcze i
zastanawiamy się, czy jest kryzys i jak długo będzie
on trwał.
Tego typu zachowanie (obserwowanie trendów w naszym
otoczeniu) zazwyczaj wynika właśnie z potrzeby
bezpieczeństwa.
Chcemy czuć się bezpiecznie, chcemy by nic nie zakłócało
naszego funkcjonowania i naszych planów;
boimy się na wypadek wojny, czy śmiertelnej choroby
- chcemy ochronić swoje zdrowie, pozycję, swoje
mienie, rodzinę, swoje życie.
Potrzeba bezpieczeństwa jest czymś całkowicie
naturalnym, ale warto zdać sobie sprawę z jednej
podstawowej reguły: prawdziwe bezpieczeństwo
pochodzi z wewnątrz.
Jeśli przyglądniemy się ludziom, którzy szukają
bezpieczeństwa na zewnątrz, to zauważymy, że do końca
nigdy go nie znajdują. Świat, okoliczności i
nastroje innych ludzi - wszystko to jest
zmienne.
Z drugiej strony - osoby osadzone w sobie emanują
pewnym poczuciem bezpieczeństwa i magnetyzmu -
niezależnie od okoliczności.
Jeśli
odnajdziemy poczucie bezpieczeństwa w sobie, to będziemy
bardziej niezależni od okoliczności - w każdych
warunkach będziemy mogli wyrażać harmonię, wewnętrzne
osadzenie, miłość i konstruktywność. W
szukaniu miłości także powinniśmy być nastawieni
na oparcie się na samym sobie i na dawanie. Dając -
wiele otrzymujemy; oczekując - jesteśmy wiecznie
sfrustrowani.
Jest taka prosta rada na rozwinięcie swojego poczucia
bezpieczeństwa. Jest nią nastawienie się na
przynoszenie pożytku innym.
Gdy nastawiamy się tak, że naszą intencją jest to,
by nasza aktywność wspierała całą ludzkość, to
czujemy potężny płaszcz opiekuńczej energii. Osoba
nastawiona na walkę i niszczenie - nigdy nie zazna
poczucia bezpieczeństwa. Dokuczać jej będzie ciągła
obsesja zagrożenia.
Nastawienie na bycie pomocnym - automatycznie podnosi
potrzebną nam samoakceptację i sprawia, że
czujemy, jak wspiera nas cały Kosmos. Również inni
ludzie chętniej stają się wtedy naszymi przyjaciółmi.
Nie jest istotne, czy ta pomocniczość dotyczy
jakiegoś wielkich spraw i dużego rozmachu, czy jakiś
drobnych spraw. Chodząc do szkoły i do pracy, sprzątając
mieszkanie, czy gotując obiad - w każdej z tych
okoliczności możemy odczuwać nastawienia na bycie
pomocnym, możemy mieć nastawienie, że wspieramy całą
ludzkość.
Gdy rozmawiasz z kimkolwiek - poprzez odpowiednie
nastawienie (typu: "cały czas pracuję dla całego
Kosmosu) - uwalniasz się od sprawdzania, czy ta osoba
chce Cię zaatakować i co o tobie myśli. Dlatego
wytwarzasz pozytywne przyczyny.
Już na samym starcie czujesz swoją wartość i nie
musisz jej potwierdzać.
Zamiast na sprawdzaniu - skupiasz się na meritum
sprawy i na ogólnej harmonii.
To bardzo prosta metoda, która przynosi duże
pozytywne zmiany w naszej psychice i ogólnej
energetyce życiowej. Jest to metoda na stworzenie życia
wyższej jakości.
10 styczeń
2009
Nowy
rok - nowe postanowienia
Cykliczność ludzkiego życia niewątpliwie ma swój
urok i głębszy sens. Co roku np. doświadczamy
cykliczności przyrody: wiosna, lato, jesień, zima.
Starożytni Chińczycy porównywali cykl ludzkiego życia
do tego rocznego cyklu pór roku (do cyklu pięciu
przemian): narodziny były niczym żywioł wody (zima)
- wyłonienie się nowego życia z przestrzeni, okres
dziecięcy był niczym wiosna (żywioł drewna) -
intensywny wzrost i rozwój, okres dojrzewania i
wczesna młodość niczym wczesna lato (żywioł
ognia) - intensywny rozwój emocjonalny, dużo zaangażowania,
pasji, zakochiwania się itp., życie dorosłe było
niczym żywioł ziemi (późne lato) - większa
stabilność, większa świadomość, więcej decyzji
zdroworozsądkowych, a starość było niczym jesień
(żywioł metalu w filozofii chińskiej - i
przestrzeni/eteru w innych) - zbiór plonów,
refleksja nad całym cyklem, przygotowanie się do
zakończenia tego cyklu.
Śmierć była jak zatoczenie całego koła - powtórny
powrót do żywiołu wody, z której powstało życie.
Tak
więc zima w cyklu rocznym jest takim okresem umarcia
tego co stare i odradzania się czegoś nowego. Jest
to zatem dobry czas by przemyśleć cały miniony rok
i zastanowić się o co nam w tym najbliższym roku
chodzi.
Ja np. postanowiłem sobie, by w tym nadchodzącym
roku, oprócz dotychczasowej działalności z materiałami
audio ( np. zobacz moje materiały audio w
Spojrzeniu
)
i prowadzeniu zajęć warsztatowych, także nieco więcej
skupić się na pisaniu.
Jednym z efektów tej działalności pisarskiej ma być
mój poradnik dal Złotych Myśli dotyczący bardziej
świadomego i twórczego życia, który powinien ukazać
się na wiosnę.