Dialog
pomiędzy ludźmi
Ostatnio - poprzez rodzinę moich znajomych - miałem
bliższy kontakt z pewnym zakonnikiem z Madagaskaru.
Osobiście - podobnie jak spora część moich
znajomych - uważam, że instytucjonalne (nadmiernie
dogmatyczne i formalne) podejście Kościoła nie
zawsze idzie w parze z rozwojem duchowym człowieka.
Oczywiście w historii rozwoju Chrześcijaństwa było
wielu wybitnych świętych, którzy byli mistykami;
przykładem takich nieprzeciętnych świętych może
być św. Franciszek z Asyżu, czy św. Jan od Krzyża.
Także bardzo ciekawe postacie w historii Kościoła
to np. św. Hildegarda oraz Mikołaj z Kuzy. Oczywiście
wybitnych osobistości duchowych było znacznie więcej.
Tym niemniej, moim zdaniem, w historii Kościoła
sporo było typowej polityki, niekiedy idącej całkowicie
w innym kierunku, niż przesłanie Jezusa.
Zgodziłbym się w dużym stopniu z Laurencem
Gardnerem - autorem książki "Krew z krwi
Jezusa", że zasadniczym przesłaniem i postawą
Jezusa była zasada służenia, a postawą i zasadą
Kościoła często była zasada władzy.
Osobiście uważam jednak przesłanie i nauki Jezusa
za bardzo głębokie, trafne i uniwersalne. Myślę,
że ludzi tworzą podziały, bo taka jest skłonność
ludzkiej mentalności.
Wracając do mojego kontaktu z misjonarzem z
Madagaskaru - pomimo potencjalnie rożnych poglądów
i stanowisk - nasza rozmowa była dobrym dialogiem.
Wydaje mi się że w dialogu zawarta jest jakaś
uniwersalna, głęboka iskra oświecenia. Prawdą nie
jest w końcu to, co nas ogranicza, ale raczej ten
moment, kiedy na chwile z tych ograniczeń
wyskakujemy.
Korzystając z okazji, że wyjeżdżam właśnie na 2
tygodnie pospacerować sobie po górach - chciałbym
wszystkim czytelnikom życzyć udanych, pełnych
relaksu i szczęścia wakacji (tudzież urlopów, lub
innych chwil wypoczynku).
18 lipiec 2008
Wyciszenie,
Kamasutra i Serce
Robię ostatnio muzykę do płyty instrumentalnej
"Wyciszenie". Myślę, że faktycznie jest
wyciszająca, a niektóre utwory są głęboko
relaksujące, czy nawet medytacyjne.
Rozmawiałem parę dni temu z Mariuszem Wojtoniem,
autorem płyty NIEBA, który opowiadał, że jemu
szczególnie dobrze medytuje się przy robieniu
przestrzennej muzyki.
Ja też lubię medytować nad dźwiękiem..., podobnie
jak nad oddechem, wewnętrznym ciepłem, czy życzliwością.
Staram się codziennie wykonywać przez chwilę (lub
też dłużej)
jakieś ćwiczenia łączenia zrelaksowanego ruchu z
oddechem - np. proste formy Qi Gong.
Jednocześnie w międzyczasie piszę projekt dla firmy
Hangalee - pt. Kamasutra Jeans".
Można by tutaj zadać pytanie "co ma wspólnego
'wyciszenie' z Kamasutrą?" W moim odczuciu te
kwestie dopełniają się.
Ja patrzę na to wg. klucza trzech Dan Tien z systemu
Qi Gong (trzy Dan Tien: ziemia-człowiek-niebo -
odpowiednio: w centrum brzucha, w centrum serca i w
centrum głowy).
Po prostu wyciszenie bardziej koresponduje z górnym
Dan Tien (z Niebem), a Kamasutra z dolnym Dan Tien (z
Ziemią).
Medytacja i życiowa harmonia, to - w moim odczuciu - równowaga
tych trzech Dan Tien (naszego aspektu fizycznego, z
duchowym i psychicznym). Tak jak opisywał to Ken Wilber
- Duch jest spotkaniem w sercu Dolnego i Górnego Dan
Tien (użył innych słów).
Gdybym miał opisać intuicyjnie medytację i odczucie
duchowego wglądu, to opisałbym je jako równoważenie
i dostrajanie się do siebie tych dwóch aspektów:
Ziemi i Nieba, czyli dolnego i górnego Dan Tien
(ziemi i nieba, ciała i umysłu).
Inaczej jest to równowaga tych 3-ech Dan Tien, a
jeszcze inaczej: udrażnianie psychiczno-duchowe
Centralnego Kanału, zarządzającego centralnym układem
nerwowym.
Dla pełnej równowagi w naszym codziennym życiu -
polecałbym osobom zajmującym się relaksacją,
medytacją i innymi technikami rozwijania potencjału:
kontemplowanie swojej obecności (nas jako jednostki,
jako świadomości) w rzeczywistości i świecie ludzi
(odczuwanie ludzkości jako jednej wspólnej rodziny i
naszej obecności w tej jedności).
6 lipiec 2008
Pełnia
i integracja.
Myślałem ostatnio o przebudowaniu strony
www.seremet.org tak, by najlepiej odpowiadała ona
moim zamierzeniom z nią związanym.
Wtedy uświadomiłem sobie, że głównym jej przesłaniem
i kierunkiem powinien być "rozwój
integralny", gdyż jest to podejście najbardziej
oddające kierunek moich książek, poradników, czy
prowadzonych warsztatów.
Rozwój integralny to równoległość: wzmacniania
ciała, zdrowia i witalności, doskonalenia
emocjonalnego, stosowania technik mentalnych i
integrowania tego z duchowością (świadomością i intuicją).
Każda z metod przepracowuje jakiś aspekt naszego wnętrza,
naszej osobowości i naszego istnienia.
Np. ćwiczenia haha-jogi wykonywane w stanie
rozluźnienia dają efekt uświadomienia sobie napięć
własnego ciała i stopniowe ich przekroczenia
(wytworzenie nawyku świadomego rozluźnienia w
ciele). Takie pogłębione czucie ciała, połączone
z płynnym i zrelaksowanym oddechem - naturalnie
sprzyja transformacji emocjonalnej - prymitywne
emocje, oparte na lęku i agresji , transformują się
w bardziej świadome życie emocjonalne, oparte na życzliwości,
akceptacji, miłości i wolności.
Ja osobiście wiele lat temu ćwiczyłem sobie
hatha-jogę - tak bardziej nieformalnie, a ostatnimi
laty ten aspekt (rozluźnienia i harmonii w ciele,
oddechu i emocjach) rozwijam poprzez ćwiczenia Qi Gong
(odpowiednik Tai Chi Chuan, ale bardziej
prosty).
Czy
np. niektóre techniki
mentalne, jakie spotkać można w relaksacji, czy radża-jodze,
czy w jodze tybetańskiej, m.in. uczulają nas na
potencjał "czym jest nasze myślenie, czym jest
świadome myślenie". W głębszym sensie
odpowiada to stwierdzeniu - "mój świat jest
tworzony przez mój własny umysł".
(Ostatnio jeden z uczestników mojego
darmowego
mailowego kursu relaksacji
opisywał mi, że wykonując go, oprócz doświadczeń
zharmonizowania emocji, miał także wiele interesujących
doświadczeń duchowych).
Z kolei medytacja Zen, czy np. odpowiadający jej
tybetański system medytacji Mahamudry koncentruje się
na przekroczeniu umysłu. Mówi się tam np. o doświadczaniu
"nie umysłu", co inaczej nazywa się
"naturą umysłu".
Znakomity koreański mistrz Zen Seung Sah'n nazywał
to doświadczenie - bardzo trafnie i wymownie -
stanem "nie wiem", lub po prostu "nie
wiem".
Odpowiada to działowi medytacji nazywanych
"medytacjami uważności", w których nie
tyle pracuje się z koncentracją i wysiłkiem, co z
samą przytomnością umysłu.
Gdybyśmy chcieli opisać ot bardziej w sposób
zachodni, czy chrześcijański, to ten umysł nie
wiem, nazywany inaczej "nie umysłem" lub
"naturą umysłu", jest aspektem świadomości,
który wykracza poza ja i poza nasz indywidualny umysł,
więc jest to jakby światło Boga obecne w naszym wnętrzu.
Oczywiście stwierdzenie "światło Boga obecne
we wnętrzu" też może stać się jakąś
koncepcją naszego umysłu, dlatego używa się określenia:
"nie umysł", czy "stan czystej i pełnej
uważności".
Mówiąc o rozwoju integralnym mam tu na myśli taki
sposób rozwijania swojego wnętrzna i zewnętrzna,
gdy
1) po pierwsze rozwijamy się na każdej z płaszczyzn
naszego przejawiania się:
fizycznej (jako witalność i zdrowie), emocjonalnej
(jako dojrzałość psychiczna), mentalnej 9jako
panowanie nam myśleniem i wyobraźnią i świadome twórcze
używanie umysłu) i duchowej (jako rozwijanie stanu
czystej obecności).
2) po drugie: optymalnie jest, gdy każdą niższą płaszczyznę
integrujemy z wyższą. W praktyce najprościej jest
tego dokonać ( i utrwalić taką wewnętrzna
interkomunikację świadomości), by po każdym ćwiczeniu
rozwijającym nasz wewnętrzny potencjał - przez
chwilę pozostać w bezstronnym stanie samej
czystej obecności - w naturze umysłu.
Np.
robimy ćwiczenia hatha-jogi, czy jakieś ćwiczenia
tai-chi, i na koniec przez minutę-dwie, lub dłużej
- zależnie od umiejętności - pozostajemy w wewnętrznej
ciszy pełnej obecności.
Podobnie - gdy np. pracujemy z umysłem, czy z
afirmacją - po zakończeniu świadomej aktywności
mentalnej - pozostajemy w ciszy i obserwacji -
pozostajemy w obecności.
Wtedy - z jednej strony - nasz konkretny efekt
zostanie wzmocniony uniwersalna energią wszechświata,
a z drugiej strony - wytworzymy potrzebne powiązania,
pomiędzy poszczególnymi poziomami naszej świadomości
- pomiędzy ciałem, emocjami, myśleniem i płaszczyzną
duchową.
1 lipiec 2008
Społeczeństwo.
Parę dni temu byłem zaproszony jako gość na wesele
Sebastiana (który grał na gitarze na mojej płycie
Tajemna Droga Szambali).
Ślub i wesele były bardzo oryginalne, bo Sebastian z
żoną Asią, która także jest muzykiem, zaprosili
bardzo dużo osób związanych z muzyką (oczywiście
oprócz rodziny).
Tak wiec w trakcie - pan młody, jak i rożni
zaproszeni goście - muzykowali dla pozostałych gości
(oprócz wynajętego zespołu muzycznego).
Nawet
w międzyczasie - ojciec panny młodej, który także
jest sympatykiem muzyki, zagrał na perkusji do
piosenki Nalepy "Kiedy byłem małym chłopcem".
Ja osobiście sporo tańczyłem, bo jestem sympatykiem
tańca. Oczywiście nie jest on dla mnie czymś obowiązkowym,
ale uważam go za dobrą terapię i ćwiczenie
psycho-fizyczno-duchowe.
Na marginesie: także Choa Kok Sui - bardzo interesujący
chiński mistrz z Filipin - uważa, że taniec jest
znakomitą terapią oczyszczająca emocje - zwłaszcza,
gdy przestaniemy analizować poprawność wykonywanych
ruchów - i podczas tańca robimy to co czujemy.
W sumie taniec wywodzi się z obrzędów religijnych,
jak i często wyrażał jedność mieszkańców danego
plemienia.
Tak więc wspólny ruch, wspólne rozmowy i zabawa -
pokazują nam w dużym stopniu jak się czujemy i
jakie mamy emocje. Może to sprzyjać akceptacji
siebie i innych.
Żyjemy w społeczeństwie i optymalnie jest, jeśli
potrafimy połączyć rozwój osobistego potencjału,
z harmonią i życzliwą postawą wobec innych. Dzięki
temu łatwiej przekraczamy ograniczenia swojego
otoczenia. Postawa walki - jedynie nas bardziej uzależnia.
harmonia, akceptacja i życzliwość - daje nam większą
wolność i otwiera w nas więcej przestrzeni do
rozwoju osobistego potencjału.
18 czerwca 2008
Świadomość.
Wielu autorów (szczególnie znany terapeuta Frankl)
uważa, że największym problemem współczesności
jest zjawisko powszechnej utraty sensu życia.
Zasadniczo można powiedzieć, że warunki bytowe społeczeństw
zachodnich poprawiły się na przestrzeni ostatnich
stu lat (pominąwszy skażenie środowiska), jednak w
ślad za tym nie poszedł wzrost powszechnej szczęśliwości.
Wynika to właśnie z braku równowagi i proporcji
pomiędzy rozwojem cywilizacyjnym, a wewnętrzną
potrzebą człowieka, by mieć poczucie sensu i wartości
swego życia.
Gdyby rozwój technologiczny i rozwój wewnętrznych
ludzkich jakości toczyły się równolegle, to właśnie
wtedy mielibyśmy zauważalny wzrost powszechnej szczęśliwości.
Z mojego punktu widzenia poczucie głębokiej wartości
naszego życia, wysokiej jego jakości oraz poczucie
sensu i jakości istnienia, pochodzą z prostego
faktu, a mianowicie z doświadczenia "kim
jestem".
Jeśli bliżej badamy to doświadczenie i ten
podstawowy dla naszego życia fakt, to odkrywamy, że
jesteśmy świadomością istniejącą w oceanie świadomości.
I wtedy wszystko nabiera głębokiego sensu, a nasze
życie staje się bardziej naturalne i pogodne. Nasze
relacje z innymi ludźmi stają się bardziej ufne,
harmonijne, wolne od paraliżującego oczekiwania i
frustracji.
Niezależnie od tego czy do badania swojego odczucia
"czym jestem" używamy jakiegoś starożytnego
systemu mistycznego (typu: joga, zen, tantra, kabała,
czy jeszcze cos innego), czy też pogłębiamy swoje
odczucie "jestem" poprzez zagłębianie się
w techniki relaksacji - możemy dojść do zbliżonych
rezultatów - naturalnego i głębokiego odczucia, że
jesteśmy świadomością, żyjącą w oceanie świadomości.
Wtedy doznanie to rzuca rozświetlające światło -
nadające nam poczucie sensu - zarówno na naszą pracę
codzienną, jak i codzienne relacje z najbliższymi,
jak i na każdą inną naszą aktywność.
Rozmawiałem dzisiaj ze znajomą (Anią), która jest
po malarstwie, ale od wielu lat mieszka w Anglii. Po
wielu różnych okresach i perypetiach - jest w końcu
bliżej tego, co chciałaby robić. Oprócz pracy
zawodowej podjęła studia podyplomowe z obszaru
artoterapii. Jestem pod wrażeniem stopnia, w jakim
wgryzła się w język angielski.
Przypomina mi to moją konfrontację z niemieckim -
miałem kiedyś taki okres w życiu, że poczułem
spontaniczną potrzebę zagłębienia się w język
niemiecki - i w sumie po paru miesiącach specjalnego
sposobu uczenia się (wcześniej uczyłem się go ze 3
lata w szkole - ale bez specjalnych rezultatów),
zdarzyło mi się w Niemczech, że Niemcy nie
rozpoznawali, ze jestem obcokrajowcem.
Nachodzi mnie, by zastosować te procedurę do języka
angielskiego.
13 czerwca 2008
Japonia
i codzienność.
Ostatnio poprowadziłem warsztaty na temat terapii
Shiatsu i pracy z ciałem. Było to o tyle niezwykle,
że w sumie były to pierwsze od wielu lat takie
formalne warsztaty, które poprowadziłem w moim mieście
rodzinnym - Rzeszowie.
Dawniej prowadziłem tutaj takie bardziej nieformalne
spotkania oraz działam regularnie w grupie Qi Gong,
w której spotykamy się raz na tydzień
(na marginesie - spotkania te są dla mnie bardzo
wartościowe i pomagają mi stabilnie rozwijać swoją
energię).
Jednak od paru lat prowadzę w Polsce różne
warsztaty, jednak dopiero ostatnio przyszło mi do głowy
by zorganizować je w swoim mieście rodzinnym.
Warsztaty były bardzo sympatyczne i udane - co
potwierdzili uczestnicy. Shiatsu jest użyteczne dla
zdrowia, jak i bardzo mocno przekształca nasze emocje
- z poziomu napięcia, frustracji , lęku i niewiary w
siebie - w emocje i postawy bardziej dojrzałe -
takie jak np. większa ufność w swoje możliwości,
większa otwartość na innych ludzi, życzliwość,
harmonia, kreatywność.
Shiatsu wywodzi się z Japonii, choć bazuje na dużo
starszym masażu chińskim.
Przy okazji przypomniał mi się pobyt w Japonii. Japończycy
(zasadniczo, bo jednak każdy człowiek jest inny) mają
bardzo dużą zdolność do mobilizacji, skupienia i
koncentracji, a jednocześnie - jako dopełnienie tej
umiejętności - potrafią się doskonale wyłączyć
i zregenerować.
Shaitsu kojarzy mi się zatem z taką paradoksalną
genialnością Japończyków - równowagą układu
pobudzenia (adrenalicznego) i układu regeneracji
(parasympatycznego) - praktyczną życiową dojrzałością.
Będąc w Japonii miałem okazje poznać zarówno
trochę nowoczesnego oblicza tego kraju, jak i trochę
bardzo starej mądrości. Interesująca jest np.
tradycja kąpieli - kąpiele służą tam nie tyle do
mycia się, co do relaksacji w ciepłej wodzie.
Przed kąpielą Japończycy zazwyczaj myją się, a
potem wchodzą do wanny wygrzewać się i relaksować.
Często są to bardzo duże wanny i nalana ciepła
woda służy po kolei wszystkim domownikom - tak jak u
nas basen - stąd też zalecenie, by wcześniej się
umyć.
Kiedy poznałem kilku sympatyków dawnych zwyczajów
Japonii w Wakayamie, to jeden z nich stosował taką
specjalną wannę do kąpieli, pod która bezpośredni
palił ogień, a drugi z kolei miał wannę połączoną
specjalną metalową rurką z sąsiednim
pomieszczeniem - i tam palił ogień, tak że woda cały
czas krążyła i przynosiła ciepło. Do tego stosował
jeszcze zioła.
Oczywiście obaj zaproponowali mi bezpośrednie
poznanie tego sposobu relaksu. Kąpiel była znakomita
:-)
7 czerwca 2008
Fascynacja
światem.
Niektóre szkoły mistyczne mówią o porzuceniu świata,
jako czegoś będącego iluzją, a niektóre mówią o
byciu w nim na 100 %.
W obu przypadkach chodzi o coś pokrewnego.
Aby naprawdę dostrzegać unikalne piękno świata i
dostrzegać głębie i unikalność każdej chwili,
musimy oprzeć się na samym sobie - rozwinąć wiarę
w siebie, wewnętrzne osadzenie i zdolność do
radzenia sobie w każdej sytuacji.
Kiedy już rozwinęliśmy tę większą wiarę w
siebie, to siłą rzeczy nie traktujemy świata tak
bardzo dosłownie, ale mamy do niego pewien zdrowy
dystans.
Z kolei dzięki temu zdrowemu dystansowi do świata i
toczących się wydarzeń - przestaje nas to wszystko
przerażać, niepokoić i denerwować. I właśnie
wtedy jesteśmy w stanie dostrzegać piękno świata,
fascynować się niepowtarzalnym urokiem zachodu słońca,
śpiewu ptaka, rozmowy z przyjacielem, czy wykonywanej
przez nas pracy.
Tak więc choć na pierwszy rzut oka porzucenie świata
jako iluzji oraz fascynacja światem - wydają się
sobie przeciwstawne, to w istocie oznaczają coś
pokrewnego.
Świat jest iluzją w tym sensie, że jest wynikiem
naszej własnej percepcji - każdy dostrzega otaczającą
rzeczywistość nieco odmiennie - inaczej widzimy
rzeczy, gdy jesteśmy wypoczęci, pogodni i szczęśliwi,
a inaczej gdy "mamy wszystkiego dosyć", czy
gdy jesteśmy przerażeni i zdenerwowani.
Ostatnio rozmawiałem z przyjacielem, którego nie
widziałem wiele lat, a który ostatnio pojechał na 3
miesiące do Meksyku, Argentyny i na Margarittę.
Był m.in. na takim mistyczno-medytacyjnym spotkaniu,
że na plaży oceanu, popłynęli sobie dużą grupą
kilkaset metrów od brzegu i leżąc na plecach
medytowali. Wspólnie z mistrzem dzogczen Namkhai
Norbu wykonali w ten sposób Pieśń Wadżry - praktykę
kontemplacji.
Myślę, że takie zdarzenie obrazuje mistyczne piękno
świata i unikalną głębię każdej chwili. Sądzę,
że powinniśmy w ten sposób dostrzegać głębię
wszędzie - gdziekolwiek gdzie jesteśmy.
1 czerwca 2008
Cykle
życia.
W naszym własnym życiu i w rytmie kosmosy, który
nas otacza, a którego jesteśmy częścią, daje się
zauważyć i odczuć funkcjonujące cykle i rytmy. Np.
obecnie możemy odczuć ciepło rozwijającego się
lata - mamy stosunkowo dużo słońca, intensywną
zieleń przyrody i ogólną eksplozje sił życiowych
w kierunku rozwoju.
Dla porównania - parę miesięcy temu - nie było
zielono, nie było intensywnego wzrostu, nie było gorącego
słońca. Mieliśmy zimę.
Podobnie jest z naszą aktywnością, że zauważyć w
niej można cykle i rytmy. Przypuśćmy, że ktoś
uczy się języka obcego, czy np. doskonali się w
relaksacji, czy interesuje się jeszcze jakimś innym
kierunkiem;
dzieje się wtedy tak, że miewa okresy, kiedy
wszystko układa się bardzo łatwo, dobrze i pomyślnie,
jak i może doświadczać okresów, kiedy ma mniejszą
motywację, słabszą energię i poczucie, że jego
postępy są bardzo niewielkie lub żadne. Może nawet
poczuć, że wszystko t co robi - po prostu nie ma
sensu.
Takie doświadczanie jest całkowicie naturalne,
ponieważ nasze życie (zarówno biologiczne, jak i
psychiczne i mentalne) także ma swoje rytmy i
cykle.
I to nie tylko krótkotrwałe rytmy, które niekiedy
oblicza się w formie maksimum i okresów osłabienia,
ale także jakieś bardziej długoterminowe
rytmy.
Możemy np. mieć kilka lat, kiedy czujemy się mniej
zmotywowani i wszystko realizujemy raczej powoli, a może
nadejść okres, że wszystko układa się stosunkowo
szybko - jakoby "samo" i "w
locie".
Ostatnio spotkaliśmy się ze znajomymi ze szkoły średniej
- spotkanie po latach. To bardzo ciekawa obserwacja -
jak biegnie nasze życie, i o co nam w ogóle w życiu
chodzi. Spotkanie było bardzo miłe, i w moim
przekonaniu motywujące dla wszystkich uczestników.
Refleksyjne patrzenie na swoją przeszłość i
mijanie czasu, daje w moim przekonaniu efekt jeszcze
większej obecności w chwili obecnej.
Ponadto - wspólne spędzanie czasu - we wzajemnej życzliwości
- powoduje, że odczuwamy jakby poszerzenie się
naszej życiowej przestrzeni i wzmocnione odczuwanie
energii życia.
Ma to więc dużą wartość interpersonalną, jak i
może motywować do bardziej wyrazistego odczuwania
swojego wnętrza.